Nie przestają do nas spływać informacje dotyczące likwidowania kolejnych hodowli marihuany. Ta ostatnia była szczególna, bo zanim policja wparowała i zarekwirowała cały towar, to wszyscy mogliśmy ją sobie obejrzeć na… TVN-ie.

Baner Reklamowy

Jeszcze niedawno na oczach tysięcy widzów modernizował swoją pizzerię, nieśmiało wierząc w to, że pomoże mu to przyciągnąć do restauracji zastępy nowych gości. Niespełna miesiąc później można śmiało uznać, że to akurat się jemu udało. Ale jesteśmy pewni, że nie o takich gości chodziło.

Na początku kwietnia w programie “Kuchenne rewolucje” Magda Gessler wparowała do pewnej sosnowieckiej restauracji i – jak to przeważnie bywa w jej telewizyjnych działaniach – wywróciła wszystko do góry nogami. Zmianie uległa nazwa restauracjia (szyld “Sale&Pepa” został zastąpiony przez “Il Pino”), a także wystrój. – Już po wszystkim, było bardzo ciężko, dostałem tak w dupę jak nigdy, ale teraz wiem, co to znaczy dobre, lepsze i zajebiste – tak na facebookowym profilu owe “Kuchenne rewolucje” wspomina właściciel Il Pino.

Ciekawe, czy w szale zmieniania wszystkiego pani Magda zajrzała również na górę, piętro mieszczące się nad restauracją, gdzie sosnowiecka policja dopiero co i raptem kilka tygodni po programie z udziałem Gesslerowej odkryła… plantację marihuany. Policjantom udało się zabezpieczyć około kilograma już ściętego suszu, a także sprzęt do naświetlania hodowli.

Właściciel został zatrzymany i usłyszał zarzuty posiadania sporej ilości narkotyków, wyszedł po wpłaceniu 5 tysięcy kaucji. Grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności.

Nie wiemy jaki wpływ na działania policjantów miał udział ekipy TVN-u w rewitalizacji restauracji, jednak pewne jest, że fabryczka marihuany została skasowana, jak to przeważnie bywa – bo ktoś podkablował. Z jednej strony, ten zbieg okoliczności, że policjanci interweniują zaraz po programie telewizyjnym, zadziwia, z drugiej jednak – trudno o to, by nikt nie interesował się pizzerią, po przekroczeniu progu której ‘“czuć charakterystyczną woń marihuany”, jak to nazwali sosnowieccy gliniarze. Kilogram zielska na poddaszu i co rusz nowi goście zaledwie kilka metrów niżej? To nie miała prawa się udać!