Jedną z częściej powtarzanych obiegowych opinii dotyczącym trawki, jest jej wpływ na plemniki. Mówi się, że efektem ubocznym palenia jej jest rozrzedzanie spermy.

Baner Reklamowy

O tym, że to niekoniecznie prawda pisaliśmy już w kwietniu, w tekście pt. Sperma vs. Marihuana. Kolejny mit do obalenia. Jednak też nie przesądzamy ostatecznie ponieważ istnieją przesłanki przemawiające za tą tezą.


Zgodnie z niektórymi badaniami, marihuana może również zmniejszyć płodność u kobiet, tłumiąc owulację. Inne badanie z roku 2014 sugeruje, że jaracze są dwa razy bardziej narażeni na „osłabienie swoich plemniki”, zaś czas, w którym sperma się normalizuje może trwać nawet do 90 dni.

Jednak bardzo możliwe, że spór o to, czy marihuana osłabia spermę, jest trochę obok tematu. Może o prawidłowym funkcjonowaniu plemników nie decyduje wcale ich ilość, czy jakaś mityczna “siła”, ale zachowanie. Wskazywałyby na to badanie z 2003 r., przeprowadzone przez zespół pod przewodnictwem dr Lani Burkman z Uniwersytetu w Buffalo Szkole Medycyny i Nauk Biomedycznych, z których dowiadujemy się, że plemniki osób nałogowo jarających wykazują nadaktywność, poruszają się zbyt szybko, zamiast spokojnie zmierzać do celu.

Naukowcy porównywali próbki nasienia od 22 mężczyzn, którzy nałogowymi palaczami ciężkich pestek i zestawili je z wynikami 59 palących mężczyzn, którzy mieli w chwili wcześniej zapłodnić kobiety. Plemniki w spermie palaczy poruszały się w za dużym tempie, zbyt wcześnie rozpoczynając aktywność, ze złym timingiem, przez co sperma zanim w ogóle dotrze do jajka, już jest w pewnym sensie wypalona i niezdolna wykonania swojego zadania, mianowicie zapłodnienia.

Trzeba przyznać, że to zadziwiająca konstatacja w świetle tego, co wiemy o marihuanie i jej działaniu. Wszak na człowieka wpływa ona właśnie w dokładnie odwrotny sposób – pozwalając na wyluzowanie, znalezienie właściwego tempa, odpowiedniego timingu. No ale plemniki to przecież nie ludzie.