W Izraelu zostało zniesione kary za używanie marihuany. Wprawdzie palenie jointów w miejscach publicznych nadal jest zakazane, jednak nie grozi już za nie żadna odpowiedzialność karna, a jedynie grzywna. Zaś w domowym zaciszu… hulaj dusza, piekła nie ma.
Decyzja izraelskiego rządu nie powinna zdumiewać – w końcu wśród obywateli Izraela jest, wg ostrożnych szacunków, ok. miliona palaczy marihuany, co stanowi kilkanaście procent całej populacji państwa na zachodnim brzegu Jordanu. Trudno dłużej represjonować tak olbrzymią część społeczeństwa. Jednak zarazem, wcale nie dziwi fakt, iż Izrael tak długo czekał ze zmianą prawa w tym zakresie. Warto zauważyć, że trawka na mocy izraelskiego prawa, cały czas uważana jest za niebezpieczny narkotyk, z którym należy walczyć, szczególną uwagę aparatu państwowego przekierowując na przeciwdziałaniu uzależnieniom od konopnego dymka. A zatem nie ma mowy o żadnej legalizacji, czy uwolnieniu konopi, a jedynie pozwoleniu na ich zażywanie. Cóż, trudno oczekiwać żeby kraj mający najwięcej patentów dotyczących medycznej marihuany i zarabiający krocie na sprzedaży konopnych medykamentów (w cenie złota), ot, tak po prostu machnął ręką na rekreacyjnych użytkowników i pozostawił ich samych sobie, przyczyniając się tym samym, w znaczący sposób do całkowitego zwrócenia konopi ludzkości.
Grzywna za przyłapanie z jointem w miejscu publicznym równa będzie stu nowym szeklom, co jest równowarte niewiele ponad 100 zł. A zatem podejmując ryzyko palenia trawki gdzieś na mieście, np. w Tel-Avivie, trzeba liczyć się z mandatem nie większym niż za picie piwka w parku. Gorzej jeśli danemu delikwentowi przytrafi się to po raz czwarty. Wtedy grozi mu już bardziej dotkliwa kara, wśród których najbardziej prawdopodobną jest skierowanie na leczenie. Podobnie rzecz się ma w przypadku nieletnich.
Nic się nie zmienia w retoryce i podejściu do konopi. Izraelczycy oraz odwiedzający ich państwo goście, jak się chowali ze skrętem, tak się będą chować. Groźny narkotyk cały czas jest niebezpieczny i nie należy spuszczać z niego oka. Chyba, że któraś z izraelskich firm konkretną jego odmianę opatentowała i oznaczyła jako leczniczy. Wtedy można to z czystym sumieniem nie tylko palić, ale i sprzedawać. Na cały świat.