Tylko ostatni naiwniacy wierzą w to, że konopie są nielegalne z uwagi na narkotyczne właściwości marihuany. Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze.

Baner Reklamowy

Powodów delegalizacji marihuany jest wiele, każdy z nas zna ich przynajmniej kilka. Ale wśród licznych faktów historycznych, które składają się na chorą politykę współczesnego świata w stosunku do uprawy i wykorzystywania konopi w agrokulturze, zdaje się nam umykać ogląd całej sytuacji. I zrozumienie roli, jaką pełnią konopie dla całej światowej gospodarki.

Żyjemy w mocno zamerykanizowanym świecie, sporo informacji, nawet z drugiego, czy trzeciego obiegu pochodzi i tak zza oceanu. Dlatego najpopularniejszym wytłumaczeniem prohibicji konopi krążącym po “polskim internecie”, jest to widziane z perspektywy USA. Jak wiadomo, tam za zdelegalizowaniem konopi stało lobby… producentów papieru. Choć tego powodu nie należy bagatelizować, sprawa jest o wiele szersza i sięga dużo dalej. Chociażby do czasów Napoleona. Mały wielki człowiek, który zatrząsł Europą znany jest z także tego, że nałożył prohibicję konopną na Egipcjan. Dlaczego akurat Egipcjan, przecież w tym samym czasie na starym kontynencie kwitł przemysł włókienniczy oparty na konopiach? Zakaz Napoleona dotyczył napojów z nasion i żywicy konopnej, które ówcześni mieszkańcy dorzecza Nilu spożywali, co chroniło ich organizmy przed dewastacją w specyficznym egipskim klimacie. A kiedy przestało chronić, dużo łatwiej było eksploatować umęczony egipski lud. Można powiedzieć, że prohibicja napoleonowa, była pierwowzorem dla tej naszej, jednak w obecnych obostrzeniach dotyczących uprawy konopi chodzi o dużo więcej, niźli tylko nasze zdrowie.

Przypadek lobby papierniczego, silnie walczącego z konopiami w Ameryce, to przykład dobry, choć wybiórczo pokazujący tylko jeden z aspektów przemysłowej przemocy wobec konopi. Ważniejszy jest tutaj sam mechanizm. Oto pewna grupa ludzi zainwestowała spore środki w dobra nieruchome – dokładnie to w ziemię, na której posadzono drzewa. Taka inwestycja, przez swoją długoterminowość, a także olbrzymie nakłady finansowe potrzebne do jej uruchomienia, nie jest z pewnością dla każdego, przez co niewiele osób się na nią decyduje. W ten sposób dochodzi do zabetonowania rynku, ograniczenia konkurencji do zamkniętego kręgu, w którym można dowoli ustalać ceny, a także kierunki rozwoju całej gałęzi przemysłu. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej nie pomyśli owych monopolistów od rośliny, która co roku może dawać w sposób bardziej wydajny papier, o zdecydowanie lepszej jakości, od tego pochodzącego z wycinki lasów? No właśnie.

Ten schemat dotyczy całej naszej gospodarki. Wszędzie czają się grupy interesu dążące do zamknięcia dostępu do rynku konkurencji. Żeby tego dokonać i zarazem przejąć kontrolę nad przemysłem, należy oprzeć go na ograniczonych dobrach, najczęściej kopalnych. Na tym opiera się cała energetyka, o to toczą się wszystkie wojny, tym pompuje się wszystkie bańki. Rewolucja przemysłowa, która pociągnęła za sobą wzrost znaczenia surowców ziemnych nie była pustym hasłem, rzeczywistość zmieniła się wtedy o 180 stopni. I znacznie przyspieszyła. Wraz z nowym, musiało jednak odejść stare, w tym przypadku świt oparty na rolnictwie, w którym królowała przede wszystkim jedna roślina. Dobrze wiecie, która.

Agrokultura oparta na konopiach, w której większość ludzi zaangażowanych jest w rolnictwo, nie mogła się równać w tempie rozwoju z przemysłem opartym na paliwach kopalnych, dlatego też została wyparta. Jednak na początku korzystano z niej równie chętnie, co przedtem, do czasu aż nie zapewniono wszystkich zamienników dóbr pochodzenia konopnego, na inne – ograniczone, kopalne, bądź sztuczne. Wszystkie je łączyło to, że dawały się lepiej kontrolować, czyniąc zadość zaledwie jednej ludzkiej potrzebie, a nie jak w przypadku konopi – wielu na raz.

Prawdziwy pomór konopie czekał dopiero, jak środowiska spekulantów, spostrzegły ile jesteśmy w stanie osiągnąć z połączenia technologii, powstałej w wyniku rewolucji przemysłowej, z tradycyjną uprawą. Słowem klucz jest tu samowystarczalność. A człowiek nie ma prawa być samowystarczalny, przynajmniej jeśli chodzi o to, co na ten temat sądzą środowiska sprawujące nieformalny rząd nad światem.

Resztę historii już znacie…