Połączone oddziały wydziałów narkotykowych komend lublińskiej i rzeszowskiej, z małym wsparciem ABW, rozbiły szajkę zajmującą się produkcją marihuany. Wygląda więc na to, że dla zarówno w Warszawie, jak i na wschodniej ścianie, może w najbliższych dniach być niezła posucha.

Baner Reklamowy

Raptem kilka dni temu wspominaliśmy o największej, jak dotąd fabryce marihuany na której trop wpadła polska policja (o plantacji ukrytej w podziemiach pralni w podpoznańskich Radzewicach przeczytacie TUTAJ). Niedługo musieliśmy czekać na kolejne rozbicie nielegalnej hodowli, przez bohaterskich stróżów prawa. Tym razem łupem połączonych sił prewencyjnych z komend rzeszowskiej i lublińskiej, doprowadzono do zlikwidowania całkiem sporego przedsiębiorstwa zajmującego się rozprowadzaniem marihuany. W dwóch miejscach (pod Rzeszowem i pod Warszawą) zabezpieczono ponad 6 tysięcy krzaków, a także 215 kg marihuany.

Akcja policji działa się w kilku etapach. Około dwóch tygodni temu, przy pomocy warszawskiej ABW zlokalizowano i zlikwidowano pierwszą uprawę. To tutaj mieściła się większość hodowli i 5 tysięcy drzewek, spośród których część osiągała nawet do 5 metrów. Wewnątrz hali znajdowały się instalacje służące do naświetlania, nawożenia i nawadniania o łącznej wartości sięgającej nawet 700 tysięcy złotych. Następnie – w miniony piątek – policja uderzyła raz jeszcze, tym razem już w podrzeszowską filię “konsorcjum”. W której znaleziono kolejny tysiąc krzaków konopnych. Tutaj z kolei odkryto drewnianą konstrukcję, podzielona na 7 pomieszczeń. W pięciu, znajdowały się krzewy konopi indyjskich, znajdujące się na różnych etapach hodowli. I tutaj zabezpieczono instalację elektryczną, nawadniającą oraz nawiewy i filtry powietrza. Wartość samego wyposażenia szacuje się na około 300 tys. Złotych.

Widać, że obie lokalizacje rządziły się podobnymi regułami. Zarówno pod Warszawą, jak i na podkarpaciu na miejscu zastano Wietnamczyków. Mężczyznom grozi od 3 do 15 lat za posiadanie narkotyków i udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Ale to jeszcze nie wszystko. Dwaj panowie przyłapani pod Warszawą prawdopodobnie usłyszą także zarzut kradzieży prądu, ponieważ, jak się okazuje, pierwsza z dwóch zlikwidowanych fabryk marihuany działała dzięki tzw. złodziejce, podbierającej nielegalnie prąd sąsiadom.

W przekazach prasowych pojawia się zawsze kwota, którą można byłoby uzyskać na czarnym rynku za przechwycony towaru, tak jest i tym razem. Z kronikarskiego obowiązku dodamy więc, że szacunkowa wartość marihuany zawiniętej z obu miejsc ma wynosić około 10 milionów zł. Nie wiemy, czemu ma służyć taka informacja, ale nie mamy też wątpliwości, że policjanci dobrze wiedzą, co robią i rzeczywiście znają się na czarnorynkowych stawkach.