Jak widać są miejsca na świecie, które potrafią wprowadzić rozsądną politykę dotyczącą marihuany. Nasz, chcący pozostać anonimowym, korespondent, działający w branży konopnej w jednym z europejskich państw, uchylił nam rąbka tajemnicy, jak to jest z tym leczeniem się marihuaną w Europie.

Powszechnie uważa się, że pod terminem medyczna marihuana, kryją się głównie olejki CBD. Swoje, do takiego rozumienia sprawy, dokładają nawet propagatorzy zdrowego życia i alternatywnych sposobów leczenia, jak Jerzy Zięba, który wyraźnie oddziela marihuanę, od wyekstrahowanego leku. Można to poniekąd zrozumieć, po co jeden z drugim znachor mają kruszyć kopie o nie swoje sprawy – to nie ich wojenka, oni chcą tylko leczyć ludzi, sprawdzonym i zaadoptowanym sposobem. Gdzieś ma naszą wendettę. Ale w walce o uwolnienie konopi, nie chodzi tylko o palenie, ale o poprawę całej naszej agrokultury, której ważnym składnikiem jest zdrowie, jako takie.

Oczywiście, sporo ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że lekarze przepisują niektórym pacjentom palenie marihuany, nawet tej ze stosunkowo sporą zawartością THC, względem CBD, przez waporyzator, ale jest to fakt jakoś zawsze skrzętnie w narracji pomijany. A przecież, prócz tego, jest tyle innych sposobów i preparatów już odkrytych (i chyba jeszcze więcej nieodkrytych), które pomagają ludziom w cierpieniu, lub leczą z niektórych schorzeń. Poprosiliśmy znajomego, który wyjechał pracować przy konopiach do europejskiego kraju, w którym kultura związana z przetwarzaniem i używaniem sensimilli jest dużo bogatsza, o kilka przykładów tego, jak tam ludzie korzystają z uzdrowicielskiej mocy krzaczków. Kolega wolał pozostać anonimowy, ale dzięki temu opowiedział nam kilka ciekawych historii.

– Ogólnie rzecz biorąc ludzie, którzy chcą tego spróbować, nie czekają na pozwolenie od lekarza i przydział konkretnej odmiany. W zależności od przypadłości osoby, można dobrać odmianę o większym lub mniejszym potencjale. W ostatnich czasach jest coraz więcej odmian o niższym stężeniu THC, natomiast rekompensujące to zawartością CBD o właściwościach leczniczych. Każdy ma możliwość znalezienia czegoś, co odpowie jego indywidualnym potrzebom, ze względu na dolegliwości, preferencje itp itd. Raczej wygląda to tak że są ludzie, którzy testują na sobie i bliskich rozmaite preparaty w rożnych okazjach, a następnie poczta pantoflową rozporowadzają wśród potrzebujących – czyli wg słów naszego “korespondenta” wszystko wygląda, jakby tak jakoś… normalnie? I można przełknąć nawet te dosyć wysokie kary za jointa na ulicy, które uznawane jest tam za zwyczajnie niekulturalne.

Jak chorzy korzystają z ożywczych kannabinoidów? Na wszelkie możliwe sposoby. Nasz rodak przytacza liczne przykłady, w których widać jak na dłoni pozytywne działanie na człowieka, konopii pod różną postacią. Ciastko z marihuaną, okazuje się dobrym sposobem zarówno dla młodego, 25-latka, jak i starego schorowanego reumatyka, po poważnej operacji pleców. Obaj przesypiają całe noce, młodszy, początkowo budzi się trochę zaspany, ale po korekcji dawki znika u niego ten efekt uboczny. Ten sam “magiczny” lek pomaga 29-letniemu, aktywnemu mężczyźnie, mającemu potężne problemy z migreną. Zgadnijcie co – zjada ciastko, kładzie się, a po 3 godzinach drzemki, jest gotów, aby kontynuować dzień, co w przypadku ataku migreny się jemu nie zdarzało, gdy jeszcze polegał na tabletkach.

Zarówno zdrowi, jak i chorzy, mogą się stowarzyszać i jako organizacja posiadająca osobowość prawną hodować konopie i na wydzielonym, należącym do stowarzyszenia terenie robić z nimi, co im się żywnie podoba. I nikt ich nie spyta, jaką odmianę planują tam wyhodować i w jakim celu. Normalnie raj.

Wiecie co? Stokroć wolelibyśmy takie coś, od swobodnego jarania na ulicach, z utrzymaniem zakazu hodowli (jak to było w Holandii). Bo człowiek może czerpać z życiodajnych sił drzemiących w konopi, tylko jeśli ma z nią kontakt, i dopasuje jej plastyczne moce do swoich oczekiwań i potrzeb. Wszystko inne to reglamentowana namiastka.