Niektórzy lubili dymek, inni tylko próbowali, bądź okazyjnie używali, jeszcze inni palili nałogowo. Łączy ich jedno – wszyscy poznali smak jointa. Wszyscy zmienili bieg historii, pomimo zażywania trawki. A może właśnie dzięki niemu?
Na pewno często to słyszycie. Nie pal zioła, bo od tego tylko się głupieje i jak tak dalej pójdzie, to nic nie ogarniesz. W głębi jesteście przekonani, że autorzy tych słów zwyczajnie… jakby to powiedzieć… no, nie mają racji, ale zawsze brakowało wam argumentów, zwłaszcza jak byliście konkretnie zjarani. Każda z kilku znajdujących się w tym zestawieniu wpływowych osób, które jawnie przyznają się do palenia marihuany, jest bardzo mocnym wsparciem dla tezy, że jak ktoś ma ogarnąć, to ogarnie. I żaden joint mu w tym nie przeszkodzi.
Oczywiście, pomijamy wszelkich raperów i artystów rozrywkowych różnej maści, bo informacja, że oni palą zioło, jest mniej więcej tak zaskakująca, jak doniesienia, że w Polsce ścięto kolejne drzewo.
11. Arnold Schwarzenegger
Dla niego zrobiliśmy wyjątek, jeśli chodzi o uchylenia bana dla artystów rozrywkowych. Ale czy można go tak jeszcze nazwać? Jego, świetnie odnajdującego się w roli gubernatora najbogatszego stanu (który notabene przoduje w liberalizacji polityki konopnej)? Były kulturysta popisał się jakiś czas temu bardzo udanym bon-motem: “is not a drug, it’s a leaf”.
10. Stephen King
Autor “Lśnienia” słynie z bujnej fantazji, którą trzyma w ryzach swojej bezbłędnej logiki. O mającej w tym spory udział trawce wypowiada się w superlatywach, jak wtedy gdy przyznał, że marihuana nie tylko mogłaby być legalna, wręcz powinna stać się częścią wiejskiej gospodarki. Swój chłop.
9. Aleksander Dumas
Razem ze swoim przyjacielem, innym wybitnym francuskim pisarzem, Baudelaire’em, często-gęsto urządzali schadzki, na których po prostu ordynarnie jarali sobie haszysz. Założyli nawet klub miłośników substancji, którą w dzisiejszych czasach zwykliśmy nazywać plasteliną.
8. Hugh Hefner
Człowiekowi, który zrewolucjonizował nasze postrzeganie seksualności palenie pomaga powrócić do prawdziwego odczuwania danych płynących ze wszystkich zmysłów. Swoją drogą, jak on, w tym swoim penthousie wciąż ma taki harem, jak miał, to nic dziwnego, że ciągle pali – o ile jointy pomagają z niektórymi zmysłami, to także pozwalają na chwilę się wyłączyć.
7. Joanna d’Arc
Joanna słyszała rozmaite głosy. Jak zawsze, nie wiedzieć czemu, połączono to z ziołami, które z upodobaniem paliła.
6. Fryderyk Nietzsche
Wielki filozof wprawdzie częściej używał innych narkotyków, jak chociażby opium, jednak zdarzyło mu się kilka razy zapalić hasz, co zawsze bardzo miło wspominał. Jego późniejsze przypadłości psychiczne… są tematem na osobną, bardzo długą opowieść.
5. William Shakespeare
Historia lubi płatać figle. Badacze dziejów do dziś spierają się, czy Shakespeare rzeczywiście napisał swoje dzieła (a jak tak, to które?), ale co do jednego są zgodni – w należącym do niego domu w Stratford-on-Avon znaleziono fajkę z pozostałością po paleniu marihuany, datowaną na czas życia legendarnego pisarza (lub oszusta).
4. Królowa Wiktoria
Władczyni Zjednoczonego Królestwa zażywała marihuanę w związku z bólami menstruacyjnymi. Wprawdzie częściej w postaci wywaru z konopi, ale zdarzało się także, że po prostu nabijała fajkę. Działo się to zaledwie na kilka lat przed zdelegalizowaniem marihuany w Anglii.
3. Steve Jobs
Historię tego gościa zna chyba każdy. W skrócie: zmienił świat i lubił sobie zapalić 1, 2, bądź kilkanaście jointów, aby wzmóc swoją kreatywność i promować luźne podejście do życia.
2. Bill Gates
Niby otwarcie nie przyznał się do palenia, ale w jednym z wywiadów zasugerował, że próbował zarówno marihuanę, jak i LSD. Widnieje w rankingu „najbardziej wpływowych palaczy” Marijuana Policy Project. Często zabiera głos w sprawie legalizacji. A czy ją popiera? Zgadnijcie.
1. Barack Obama
– Tak jak zresztą zostało to dobrze udokumentowane, jako dzieciak paliłem zioło – powiedział Barack Obama, odnosząc się do licznych fotografii, na których widać wyraźnie, że pali blanta. – Uważam to za zły zwyczaj, ale równie zły co papierosy, które paliłem przez większość swojego dorosłego życia. Niemniej jednak nie sądzę, by marihuana była bardziej niebezpieczna od alkoholu.
Obama nie był zresztą jedynym prezydentem, który palił konopie. Słabość do nich zdradzali także Abraham Lincoln i George Washington. Dodalibyśmy do tego także Billa Clintona, ale wiadomo, że on akurat się nie zaciągał.