W zeszłym roku świat mojego przyjaciela zawalił się mu na głowę – u jego ojca zdiagnozowano nowotwór, który powodował bardzo dotkliwy ból trzewi. Obaj wiedzieliśmy, że może mu pomóc zioło. Jedyne czego nie wiedzieliśmy, to jak dużo mu go dać.

Następne miesiące były pasmem prób i błędów – czasami wydawało się nam, że „mamy to” i ojciec kumpla był okresowo wolny od bólu przynajmniej na kilka godzin, a czasami źle dobieraliśmy dawkę co sprawiało, że stawał się lękliwy, zamotany i ciężko zamulony. Tym niemniej takie eksperymenty uświadomiły nam, że istnieje realna potrzeba oszacowania podstawowej, bezpiecznej dawki.

Baner Reklamowy

Wraz z wzrostem zapotrzebowania na zioło wzrasta potrzeba opracowania wyraźnych i zrozumiałych poradników dotyczących obchodzenia się z marihuaną. Sama w sobie jest rośliną leczniczą o wielkim potencjale i z tej racji wymagane jest do niej takie podejście, które pozwoli zminimalizować szkody. I takim właśnie jest opracowanie standaryzowanej dawki co pozwoli określić dalsze pole manewru.

Jeżeli chodzi o kwestię medycznej marihuany to podejście do tej kwestii jest na świecie mocno zróżnicowane. Na przykład w USA są stany, w których prowadzi się fachowe programy traktujące o tej materii podczas gdy w innych ich nie ma, a doktorzy są całkowicie zieloni, jeżeli chodzi np. o istnienie układu kannabinoidowego.

Istnieje wiele badań klinicznych szczegółowo potwierdzających skuteczność marihuany w leczeniu przeróżnych schorzeń, ale poszczególne eksperymenty bazowały na różniących się od siebie dawkach THC lub CBD. Niestety z tej racji oszacowanie dawki standaryzowanej może być bardzo trudne. Ale nie niemożliwe.

Przez długi czas tym, którzy zamierzali rozpocząć swoją przygodę z medyczną marihuaną zalecano stosowanie zasady „zaczynaj powoli i próbuj powoli”. Teraz jesteśmy przed, być może, milową zmianą w tej materii ponieważ coraz częściej słyszy się apele mówiące o wystandaryzowaniu dawki THC, zarówno na potrzeby komercyjne, jak i medyczne.

Dlaczego opracowanie właściwej dawki zioła jest takie ważne?

Na rynku mamy do wyboru szeroki wachlarz produktów opartych na marihuanie i przeróżne sposoby dostarczenia jej do swojego organizmu – przekąski, kwiaty, koncentraty, olejki itd. Niestety każdy z nich różni się, jeżeli chodzi o zawartość THC. Potrzebę oszacowania standaryzowanej dawki tetrahydrokannabinolu – zwłaszcza w zależności od sposobu dostarczenia jej do organizmu  – zasygnalizowano w artykule z 2019 roku, który opublikowano w „Addiction”.

Wystandaryzowanie dawki pomoże w bezpieczniejszym obchodzeniu się z naszym materiałem, a sama idea jej opracowania nie jest nowa. Już od lat „wydziela” się ją np. poprzez ważenie marihuany (w gramach) lub palenie jej w określonej długości i grubości jointach. Ale taki sposób „wyznaczania” dawki i tak nie jest dokładny – przecież możemy inaczej upalić się gibonem, a inaczej paląc np. z fifki czy z ściągając aromatyczną mgiełkę z waporyzatora. No i przecież poszczególne odmiany ziółka zawierają przeróżne ilości THC.

Aby zaradzić powyższym problemom autorzy artykułu opublikowanego w „Addiction” zaproponowali stosowanie jednorazowej dawki w postaci 5 mg THC i to dla wszelkich produktów opartych na marihuanie. Przypomina to podejście świata nauki i medycyny do kwestii alkoholu i jego dawkowania.

Dawka w wysokości 5 mg ma już wyraźny efekt biochemiczny i to niezależnie od tego, w jaki sposób dostarczymy ją do organizmu. Jednocześnie taka ilość THC stanowi dla nas minimalne ryzyko złapania „krzywej fazy”, zwłaszcza przez świeżaków, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z magiczną i pożyteczną zieloną roślinką.

Dotychczasowe badania unaoczniają, że firmy, które podają na swoich produktach ilość dawek lepiej edukują klientów, niż takie, których produkty opisano podając tylko zawartość THC wyrażoną w miligramach.

A co z wystandaryzowaniem dawki na potrzeby badań medycznych?

Amerykański urząd ds. substancji leczniczych, NIDA, a dokładnie jedna z jego grup roboczych zajmująca się kwestią marihuany, za jeden ze swoich głównych celów obecnie uważa opracowanie standaryzowanej dawki THC.

– Dokładne oszacowanie dawki standardowej THC w produktach opartych na marihuanie jest koniecznością, jeżeli mamy dokonać postępu w badaniu efektów marihuany jako używki i ewentualnej substancji leczniczej – twierdzą pp. Nora Volkow i Susan Weiss z NIDA.

Ponadto są zdanie, że wyznaczenie odpowiedniej dawki THC wyjaśni nieścisłości towarzyszące zgłębianiu tajemnic marihuany, zwłaszcza tych dotyczących jej wpływu na rozwój mózgu oraz zaburzenia związane z układem nerwowym i nałogów.

Według obu badaczek, obecnie prowadzone oraz zakończone już badania dotyczące wpływu marihuany na rozwój mózgu oraz percepcji u dzieci i dorosłych, często nie mówią, jakie dawki THC zastosowano w ich trakcie.

Podczas gdy jedne badania wskazują, że niektórzy mogą doświadczyć negatywnych skutków ubocznych już po jednorazowym „spotkaniu” z zieloną roślinką, to inne wykazały, iż takie nie pojawiły się nawet przy regularnym przyjmowaniu THC. Brak dokładnych danych co do zastosowanych w poszczególnych badaniach dawek może przełożyć się na nieścisłości w dalszych pracach. Tym bardziej, że poszczególni badacze raportują wyniki często różniące się z wynikami ich kolegów.

Wszyscy chyba już wiemy, że współczesne zioło jest o wiele mocniejsze, niż np. w czasach hipisów. Nie jest także sekretem, że zawartość THC w roślinkach nieustannie się podnosi, właśnie od lat 70’, co sprawia, że efekty jej zażywania mogą być nieco bardziej wyraziste, a za czym idzie – te negatywne – bardziej dotkliwe.

Coraz więcej konsumentów ziółka szuka świadomie materiału w sam raz dla siebie, niekoniecznie takiego, który wbije ich totalnie w fotel i przyćmi mózgi potęgą swojego działania. Badacze z Uniwersytetu Mississippi postanowili przyjrzeć się, jaka jest przeciętna zawartość THC w najpowszechniej i najłatwiej dostępnych na rynku szczepach. W tym celu zebrali aż 18,108 próbek badawczych, w czym pomogła im NIDA. Co się okazało? Otóż koncentracja (moc) marihuany wzrosła w poziomu 8.9 proc. THC w 2008 roku do 17,1 proc. w 2017! Podobną tendencję wzrostową zawartości THC na przestrzeni lat zaobserwowano w kilku europejskich krajach.

Mocne zioło to niestety także bardziej odczuwalne skutki uboczne, jak i szansa na szybsze wpadnięcie w szpony nałogu. Co ciekawe, THC samo w sobie stosowane w różnych dawkach powoduje całkowicie przeciwstawne efektu. W badaniach i obserwacjach udowodniono, że wysokie dawki THC mogą nasilać depresję, lęki oraz splątanie umysłowe, podczas gdy małe dawki działają na odwrót i świetnie łagodzą stres. Ten fenomen jest nazywany efektem dwukierunkowym.

Zdarzyło Wam się kiedyś przeholować z maszkiem? Być może odczuwaliście wówczas mdłości i jest to „zasługa” nadmiaru THC. Bawiąc się ziołem w nadmiarze można nabawić się tzw. odkannabinoidowego syndromu wymiotów. Na czym polega? Na nieustannych i niekontrolowanych wymiotach i dotkliwym bólu brzucha i żołądka.

Aby czerpać pełną korzyść z używania marihuany wypadałoby po prostu stosować odpowiednią dawkę. To sprawa kluczowa.

Ekspert medycznej marihuany z Green Flower i wykładowca na Medycznej Szkole w Harvardzie, dr. Jordan Tishler, twierdzi, że idealna dawka wynosi dokładnie 5 mg. Według niego sprawdza się na użytek domowy, jak i podczas prób klinicznych.

Zasada jest prosta i taka sama jak w przypadku zażywania wielu innych leków. Zaczynamy od małej lub określonej jednostkowo dawki, np. 5 mg, 10 mg, 20 mg, 40 itd. Tak samo jest z tabletkami. Stosując początkową dawkę możemy następnie ewentualnie ją zwiększać, aż do momentu zaobserwowania pożądanych efektów prozdrowotnych

– tłumaczy dr. Tishler.

Doktor stosuje dawkę 5 mg w prowadzonych przez siebie eksperymentach i badaniach nad marihuaną. Jednocześnie zastrzega, że ściśle określona dawka niekoniecznie musi być tą „jedyną”. Wypracowaną przez siebie dawkę 5 mg uznaje za standardową – stosując ją w różnych eksperymentach ma łatwiejszy i dokładniejszy punkt odniesienia.

Dr. Tishler jest pewien, że stosowanie standaryzowanej dawki sprawdzi się w każdej formie dostarczania THC do organizmu. Mały problem może wystąpić w przypadku wapowania i palenia – przecież tutaj ciężko określić dawkę. Jak to zrobić?

Tak się składa, że w trakcie swojej praktyki przepisywałem marihuanę pacjentom w formie waporyzowana kwiatostanów, nie chodziło o olejki ani peny. Aby oszacować dawkę przybliżoną do 5 mg należy sięgać po materiał o określonej zawartości THC, 15-20 proc. Następnie po prostu zaciągamy się powoli i z wyczuciem, aż do pełnych płuc

– radzi dr. Tishler.

Dodaje też, że jakkolwiek nie zgadza się z wieloma regulacjami NIDA dotyczącymi marihuany, to akurat jej postulat mówiący o potrzebie systemowego ustalenia standardowej dawki THC uznaje za bardzo ważną sprawę. Według niego pomoże to w badaniu zagadnień związanych z marihuaną i uprości porównywanie wyników oraz dochodzenie do konkluzji.

A co z ustaleniem standaryzowanej dawki innych kannabinoidów?

Wystandaryzowanie dawki THC na pewno pomoże w zrozumieniu mechanizmów działania innych kannabinoidów. Doktor Tishler twierdzi, że gdy już je poznamy wówczas także staniemy przed potrzebą wyznaczenia ich standaryzowanej dawki.

Na horyzoncie widać już plany „zabrania się” za inny pożyteczny i stosunkowo dobrze poznany kannabinoid – CBD. Na kannabidiol i produkty na nim oparte nieustannie wzrasta popyt i co ciekawe, CBD współdziała z THC – amortyzuje i wycisza jego negatywne skutki jednocześnie nie tłumiąc tych pozytywnych. Może to przełożyć się na opracowanie produktów w zasadzie pozbawionych skutków ubocznych i bardzo bezpiecznych w użyciu.

A przecież w tych szalonych czasach poczucie bezpieczeństwa jest tym bardziej cenne.