W internetach pojawił się nowy raport, który sporo mówi o naszej, Polaków sekretnej marihuanowej pasji. I pokazuje też bezbrzeżną hipokryzję państwa…

Baner Reklamowy

Fakt, że marihuana stała się stałym elementem życia sporej części Polaków, to żadna tajemnica. To widać, słychać i czuć. Zwłaszcza to ostatnie. Ale zamiłowanie naszych rodaków do zielonego dymku nie jest wyłącznie wrażeniem sensorycznym, a znajduje twarde potwierdzenie w badaniach naukowych. Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii opublikowało właśnie raport POLAND Country Drug Report 2017, który przynosi kilka ciekawych informacji.

Przede wszystkim – nie ma wątpliwości, co do tego, że jest to najpopularniejsza nielegalna używka. Jak wskazuje wspomniany raport – prawie 10 % Polaków pomiędzy 18 a 34 rokiem życia (co stanowi 2,5 miliona) w ubiegłym roku paliło trawkę. Przynajmniej tyle – ponieważ wciąż trudno oszacować skalę rzeczywistego spożycia marihuany. Tym niemniej, wg tych przybliżonych rachunków wychodzi na to, że… zioła pali się u nas nawet więcej niż w krajach, które zdepenalizowany konopie.

W reportażu dla Onet.pl prezes Stowarzyszenia Wolne Konopie podzielił się swoimi obserwacjami w związku z tym – “W aglomeracji warszawskiej, która jest w miarę młoda, zasilana jest przez młodych ludzi, studentów, którzy pracują tutaj tymczasowo, (…) około 10% tych ludzi używa marihuany. Takie są oficjalne statystyki, czy SPAP, czy Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii, czy Polskiego Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. (…) Jeżeli przyjmiemy, że te osoby spalają w ciągu weekendu gram do dwóch, to wychodzi nam właśnie ilość 1.5 do 2 ton.” Trudno tym wyliczeniom odmówić logiki, a zarazem – robi to wrażenie.

Jak wiemy – pomimo tak olbrzymiej skali spożycia, a co za tym idzie, również społecznej akceptacji – posiadanie jakiejkolwiek ilości marihuany jest karane karą więzienia do trzech lat. Jeśli chodzi o większe ilości – do 5. Każdego roku Polska Policja zatrzymuje ponad 30 000 ludzi, w związku z posiadaniem weedu. Jedna trzecia z nich zostaje później skazana, na mocy wyroku sądu. W 2015 r. w związku z posiadaniem konopnego suszu zatrzymanych zostało 30 638 osób, z czego zaledwie 11 % w związku z podejrzeniem handlu.

Jak zauważył, we wspomnianym artykule na Onecie, prywatny detektyw Marcin Popowski – “To jest właśnie robienie sobie takich sztucznych statystyk, poprzez zatrzymanie kogoś z fifką, która nosi ślady używania narkotyków, czy to jakiegoś tam skręta trzymanego wśród papierosów.” Bo te – pomimo utrzymywania ciągłej atmosfery zagrożenia policyjną antynarkotykową krucjatą, które jest nam wpajane na każdym kroku – nie są szczególnie imponujące, by nie powiedzieć – żałosne. Oczywiście, jesteśmy przeciwni jakiemukolwiek represjonowaniu ludzi za trawkę, ale działania policji oceniamy w oderwaniu od moralnych kwestii, a pod względem ich skuteczności. I w tym świetle policjanci, rekwirując w 2015 r zaledwie 1830 kilogramów marihuany i 843 kilogramów haszyszu (czyli tyle ile wypala Warszawa i okolicę… przez weekend) – wypadają bardzo blado.

Po przeczytaniu tego raportu nasuwa się wiele myśli, ale jeden wniosek się spośród nich wybija. Otóż,  żyjemy w kraju, w którym gonienie króliczka jest ważniejsze od samego jego złapania, w państwie, w którym ludzie chcą sobie normalnie żyć, ale cały czas nad głową wisi im ostrzeżenie, że tak nie wolno. I chyba to ostrzeżenie, a nie rzeczywiste zakazy jest największym minusem polityki narkotykowej państwa, większym nawet od tego, przed czym ostrzega. Może warto więc przestać się tym zamartwiać?

(źródło: Onet.pl)