Zapewne wiele razy słyszeliście lub czytaliście, że palenie marihuany prowadzi do negatywnych i przykrych konsekwencji w postaci upośledzania pracy płuc, jak i przyczynia się do powstawania raka. Okazuje się, że to jeden z najpopularniejszych mitów dotyczących marihuany, co potwierdzają oficjalnie badania.

Palacze marihuany w formie organicznej, jak i ci korzystający z waporyzatorów nieustannie są krytykowani i moralizowani, że paląc marihuanę sami sobie szkodzą i uszkadzają płuca. Przeczą temu fakty, ale kto słucha faktów, kiedy w grę wchodzą emocje? No to teraz na spokojnie – według badań, jakie opublikowało prestiżowe Harvard Health, palenie zioła nie upośledza naszego układu oddechowego, a nawet więcej – wręcz poprawia jego funkcjonowanie i zwiększa wydajność! Serio? Tak, serio.

Baner Reklamowy

Badanie opisujące funkcjonowanie płuc palaczy – bodajże największe, jak do tej pory

Takie badanie ukazało się w The Journal of American Medical Association (JAMA) w 2012 roku. Dokładnie dotyczyło tego, jak funkcjonują płuca długotrwałych palaczy i ich układ oddechowy. Materiał osobowy i testy na pacjentach przeprowadzano w latach 1985 – 2006, a grupa badanych obejmowała aż 5115 chętnych. Mieli od 18 do 30 lat i nie skarżyli się na jakiekolwiek przypadłości zdrowotne. W badaniu wzięły udział zarówno osoby palące tytoń, marihuanę, ale także grupa niepaląca – kobiety oraz mężczyźni. Naukowcy podejmując te badania założyli tezę, że palenie marihuany szkodzi zdrowiu równie mocno, co palenie papierosów i wyrobów tytoniowych. Spodziewano się, że równie często użytkownicy zioła zapadają na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc, rozedmę czy też przewlekłe zapalenie oskrzeli. Mieli mieć także obniżoną wydajność swoich płuc.

No właśnie – mieli, bo wyniki naprawdę zaszokowały samych autorów badania. Okazało się, że osoby palące marihuanę są narażone na mniejsze ryzyko upośledzenia funkcji płuc i aparatu oddechowego.  I teraz najważniejsze – byli „zdrowsi” nawet od osób niepaląch!

Pośród palaczy marihuany znajdowali się zarówno ci, którzy korzystali z kilku (5) jointów na miesiąc, tacy palący 10 gibonów dziennie, ale średnio wychodziło, że grupa fanów zielonego ziółka paliła jednego blanta dziennie.

W tej grupie była także podgrupa określana jako „heavy users” (zatwardziali jaracze) i zaliczono do niej osoby, które wypalały ponad 10 lolków dziennie. I jedynie te towarzystwo miało nieco gorsze wyniki spirometryczne od grupy średniej palaczy marihuany. Ale nawet wówczas ich wyniki były i tak lepsze, niż w grupie palaczy tytoniu i wśród osób niepalących.

No dobrze, ale czy palenie marihuany nie wywołuje nowotworów?

Badania poruszające tą kwestię były prowadzone przeprowadzone przez kilka lat i w 2006 roku ukazały się ich finalne wyniki. Badano 2000 osób, które paliły marihuanę pod kątem tego, czy mają zwiększone ryzyko zachorowania na nowotwory układu oddechowego oraz jamy ustnej. Porównano grupę palaczy zioła z tą palącą tytoń i abstynentami. Co się okazało?

Wyniki wyraźnie udowadniały, że fani marihuany mieli dwukrotnie mniejsze ryzyko zapadnięcia na choroby układu oddechowego. Ba! Wśród badanych palaczy zielonej roślinki znajdowali się tacy, którzy wypalili przez całe swoje życie nawet 22 000 blantów i nawet oni nie byli bardziej narażeni na defekty zdrowia od palaczy-amatorów.

Wyniki powyższego badania są bardzo ciekawe ponieważ spodziewano się zgoła innego rezultatu – przecież w dymie z marihuany jest o połowę więcej substancji smolistych, niż w klasycznym dymie tytoniowym. Badacze ostrożnie zakładają, że dym z marihuany szkodzi mniej ponieważ THC obecne w ziole ma zdolność do zabijania zmutowanych komórek zanim te wyewoluują do postaci nowotworowej.

Czyżby zatem palenie marihuany było pozbawione skutków ubocznych?

Nie do końca. Tutaj poruszyliśmy kwestię wpływu marihuany na funkcjonowanie układu oddechowego, a przecież w ludzkim ciele mamy jeszcze inne układy, które reagują na substancje zawarte w tej cennej roślince.

Wiemy za to, że dzięki całej gamie kannabinoidów i terpenów marihuana jest potężnym strażnikiem zdrowia na poziomie komórkowym. To właśnie te substancje niejako równoważą możliwe negatywne skutki uboczne wynikające z palenie marihuany. Na to wskazywałyby wyniki przytoczonych powyżej badań ponieważ koneserzy tytoniu i papierosów mieli przecież znacznie gorsze statystyki, niż palacze zioła.

Powstaje jeszcze jedna kwestia do rozważenia – klasyczne palenie topów czy waporyzacja? Tutaj odpowiedź zależy od preferencji pacjentów/użytkowników. Ta druga metoda jest dobra dla chorych, którzy potrzebują często wyciągnąć z materiału tylko określone kannabinoidy, a te przecież wydzielają się przy określonych temperaturach. Zwolennicy waporyzacji zwracają także uwagę na fakt, iż aromat uzyskany dzięki wapom jest pełniejszy od tego uzyskiwanego podczas klasycznego palenia z fifki czy bonga, a nawet jointa.

Z kolei te ostatnie sposoby palenia to oczko w głowie wielu weteranów marihuany, dla których szklana fifka czy też posiadówka przy bongu lub właśnie gibonku jest najlepszym sposobem na relaks w gronie rodziny czy znajomych. Dla każdego coś miłego.