Chciałoby się powiedzieć, że “znowu coś w tym mediach kłamią i konfabulują”, gdyby nie chodziło o artykuł w specjalistycznym portalu, poświęcony sprawom zdrowia i poparty wynikami i badaniami. Z drugiej strony nie należy nigdy brać tego typu opinii za prawdę objawioną. Nawet jeśli marihuana nie działa, jak klasyczny lek, zwalczając raka bezpośrednio, to walczy z nim pośrednio – co do tego nie ma wątpliwości. A często właśnie ta walka jest najważniejsza.
Tym nie mniej, warto się wsłuchać w głos specjalistów, potem wysłuchać innej strony i zbudować sobie w ten sposób spójny pogląd.
Poniżej obszerny fragment tekstu, który pierwotnie pojawiał się na portalu “Rynek Zdrowia”:
Jedna z najnowszych informacji (za „Daily Mail”) dotyczy Szkotki Lynn Cameron, u której w 2013 r. zdiagnozowano nowotwór mózgu w 4. stopniu zaawansowania. Po kilku sesjach chemio- i radioterapii kobieta zdecydowała się na terapię olejem konopnym, który przyjmowała pod język. Jak twierdzi, każde kolejne badanie MRI pokazywało poprawę, aż wreszcie guz zniknął. Po czterech latach od diagnozy pacjentka nie wykazuje żadnych oznak choroby, choć lekarze dawali jej od 6 do 18 miesięcy życia. Ci sami lekarze oceniają: jeśli coś zadziałało, to nie konopie, ale efekt placebo.
Prof. Jacek Jassem, kierownik Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, nie jest skłonny uwierzyć w wyleczenie nowotworu medyczną marihuaną.
– Pogłoski o możliwości zastosowania kannabinoidów w leczeniu nowotworów oparte są na pojedynczych badaniach laboratoryjnych oraz badaniach przeprowadzonych na myszach i szczurach. Substancje te mogą łagodzić niektóre dolegliwości towarzyszące nowotworom i ich leczeniu, jednak stosowane są w tych wskazaniach wyjątkowo, ponieważ ich skuteczność jest niewielka – mówi nam specjalista.
Gdzie są dowody?
Dodaje, że nie wykazano przeciwnowotworowego działania pochodnych marihuany (kannabinoidów) u ludzi, a internetowe informacje promujące te preparaty oparte są na prezentacji pojedynczych i niezweryfikowanych przypadkach chorych, u których rzekomo uzyskano „sukces” terapeutyczny.
– Nie ma żadnych dowodów naukowych, które potwierdzałaby te sensacje. Nie mam wątpliwości, że takie kampanie są inspirowane przez producentów i dystrybutorów tych substancji, którzy czerpią z tego duże zyski. Rezygnacja z leczenia onkologicznego i poddanie się podobnym „terapiom” może spowodować nieodwracalne skutki dla zdrowia i życia chorych – ocenia jednoznacznie prof. Jassem.
Prof. Maciej Krzakowski, kierownik Kliniki Nowotworów Płuca i Klatki Piersiowej Centrum Onkologii – Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, konsultant krajowy w dziedzinie onkologii klinicznej, przypomina, że zastosowanie kannabinoidów, wykorzystywanych z założeniem, że będą one działały jako lek przeciwnowotworowy, ma charakter całkowicie eksperymentalny.
(…)
Przypomina natomiast, że od wielu lat są publikowane informacje o korzystnych działaniach pochodnych marihuany w łagodzeniu niektórych powikłań nowotworów lub leczenia przeciwnowotworowego – chodzi tu jednak o postępowanie wspomagające, a nie leczenie przeciwnowotworowe.
– Wspomniane doniesienia dotyczą działania przeciwwymiotnego w przypadku nudności i wymiotów związanych z chemioterapią lub radioterapią przeciwnowotworową. Jest to także działanie przeciwbólowe, szczególnie jeśli chodzi o ból neuropatyczny, oraz zmniejszające uczucie duszności i poprawiające łaknienie, co stanowi korzystny wpływ w zespole wyniszczenia. Dwa ostatnie wskazania wiążą się z terminalnym okresem chorób nowotworowych oraz innych – wskazuje prof. Krzakowski.
I zauważa, iż obecny zakres możliwości leczenia przeciwwymiotnego i przeciwbólowego jest wystarczający.
Konsultant dodaje, że jeśli chodzi z kolei o wyciągi z konopi siewnych (marihuana jest pozyskiwana z konopi indyjskich), zawierają one również między innymi kannabinoidy. Opinia na temat wykorzystania ich w celu działania przeciwnowotworowego jest zatem podobna.
Potrzebne dalsze badania
Jak wynika z badania zaprezentowanego podczas międzynarodowego kongresu onkologicznego ESMO, który odbywał się 8-12 września br. w Madrycie, medyczna marihuana może nie tylko nie zwiększać szans chorego na postęp w walce z nowotworem, ale zmniejszać odpowiedź organizmu na leki pobudzające układ immunologiczny do walki z rakiem.
(…)
Przypomnijmy: w bazie danych recenzowanych czasopism medycznych PubMed prowadzonej przez amerykański Narodowy Instytut Zdrowia (NCI) nie znaleziono żadnych badań klinicznych nad zastosowaniem marihuany w leczeniu onkologicznym u ludzi.
Marihuanę i kannabinoidy poddawano natomiast badaniom klinicznym w leczeniu objawów nowotworów i efektów ubocznych leczenia onkologicznego. Kannabidiol (CBD) podawany był doustnie w leczeniu chorych z guzami narządowymi, doustny aerozol zawierający 2 kannabinoidy (delta-9-THC oraz CBD) podawany był razem z temozolomidem w leczeniu chorych na nawracającego glejaka wielopostaciowego, a kannabidiol (CBD) – w leczeniu chorych na ostrą chorobę „przeszczep przeciwko gospodarzowi” u pacjentów poddanych uprzednio autologicznemu przeszczepieniu komórek macierzystych.
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) nie zarejestrowała marihuany ani kannabinoidów w terapii przeciwnowotworowej. Marihuana nie została zarejestrowana przez FDA w leczeniu jakichkolwiek objawów związanych z chorobą nowotworową lub efektów ubocznych terapii onkologicznej, natomiast dwa kannabinoidy (dronabinol oraz nabilon) zostały zarejestrowane przez Agencję w łagodzeniu nudności i wymiotów związanych z chemioterapią u pacjentów opornych na standardowe leczenie.
Cały artykuł TUTAJ.
Jakby jednak nie patrzeć – klasyczna nauka, ostatnimi czasy, skompromitowała się tyle razy, podobnie zresztą, jak środowisko akademickie, że nie do końca trafiają do nas wszystkie podane argumenty, w szczególności te odnoszące się do autorytetów. Tym bardziej, jak argumentem przeciwnym leczniczości trawki miałby być… brak badań na ten temat.
Może pora się za nie zabrać, drodzy specjaliści?
(źródło: rynekzdrowia.pl)