Wielu z nas myślało, że to nigdy nie nastąpi, ale jednak – stało się. Od wczoraj (wtorku, 31. października 2017) lekarze mogą legalnie przepisywać pacjentom marihuanę, a ci znajdą ją w aptekach. Przede wszystkim zaś, chorzy będą mogli się starać o zaświadczenie, które potwierdza, że muszą oni zażywać marihuanę z przyczyn zdrowotnych, co zdejmuje z nich jakikolwiek przypał związany z jej posiadaniem.

Z pewnością jest trochę osób, które z tych zmian się cieszą, a wśród nich zwłaszcza ci, którzy musieli ściągać konopne medykamenty z zagranicy, słono przy tym przepłacając. Problem w tym, że teraz też koszt takiego leku przekracza blisko stukrotnie jego wartość i oscyluje gdzieś w granicach ceny za czyste złoto.

A przecież nalewki i inne olejki pochodzące z konopi były wytwarzane na naszych ziemiach od kiedy tylko ludzie nauczyli się ekstrahować. Dokładnie w ten sam sposób powstaje waleriana, która kosztuje nie 600 za buteleczkę, jak Sativex, a 5 zł. No ale ten mistrz wiedzy wszelakiej, minister Konstanty Radziwiłł dalej będzie utrzymywał, że marihuana jest zbyt niebezpiecznym środkiem, by mogła być ot, tak sprzedawana. A w ogóle – wg niego – to tak naprawdę nie leczy.

Środowiska postępowe nie są wcale lepsze. Taka np. Wyborcza stara się usilnie przekonać wszystkich, że najgorszym, co się stało w związku z wchodzącą właśnie w życie ustawą jest fakt że nie ma upraw “medycznej marihuany” na terenie kraju. I rzeczywiście, konopie powinny być uprawiane w Polsce, ale nie żadne medyczne, bo takich nie ma. A raczej wszystkie mogą być medyczne – wszystko zależy od ich składu. Ale jak już nieraz wspominaliśmy i co udowodniły niedawne badania – nie ma różnych gatunków konopi, jest jedna życiodajna roślina, która może zapewnić nam wszystko czego potrzebujemy w obszarach takich, jak: żywność, energetyka, włókiennictwo, budownictwo, papiernictwo, czy właśnie wspomniana medycyna. I właśnie tak, wielotorowo, uprawiano przez wieki konopie w Polsce, wykorzystując każdą jedną roślinkę do cna. I tak powinna być ona uprawiana w przyszłości.

To, co obserwujemy teraz, przy okazji dyskusji o “medycznej marihuanie”, to marny teatr z podziałem na głosy. Jedni mówią, że marihuana wcale nie leczy, ale wprowadzają na nasz rynek potentatów, będących w posiadaniu patentów. Drudzy twierdzą, że leczy, ale kłamią o tym, że jest to jakaś specjalna marihuana, która wymaga specjalnej, licencjonowanej hodowli – koniecznie w kraju, najlepiej, jakby licencje trafiły do “naszych znajomych”.

Brak słów na takie skurwysyństwo.

Nie będziemy żyli w naprawdę wolnym kraju, dopóki nie uwolnimy konopi i nie oddamy ich rolnikom. I w tej sytuacji najmniej ważny jest ten dymek, który wszyscy kochamy i który nas skłonił do zainteresowania tą cudowną rośliną. Gra toczy się pomiędzy dobrem i złem. Złem jest to, co zabiera nam konopie. Na razie to starcie przegrywamy, ale wszystko przed nami.