Doktor William Eidelmann z Kaliforni stracił licencję zawodową z powodu wystawienia recepty na ciasteczka z medyczną marihuaną dla 4-letniego pacjenta, u którego zdiagnozował nadpobudliwość i kłopoty z koncentracją. Przedszkolna pielęgniarka zaniepokoiła się ich składem.

Baner Reklamowy

Ojciec 4-latka zabrał swojego syna na lekarską konsultację do doktora Williama Eidelmanna, którego znał dość dobrze. Lekarz już wcześniej przypisywał medyczną marihuanę dla ojca, by pomogła załagodzić nerwowe konflikty w jego małżeństwie. Gdy okazała się skuteczna, lekarz zasugerował, że może lekarstwo pomoże też jego synowi. Po  badaniu lekarz zdiagnozował u chłopca zaburzenia afektywne dwubiegunowe i zespół zaburzeń koncentracji uwagi. Zalecił ojcu podawanie chłopcu marihuany w przyjaznej formie – pysznych ciasteczek z jej dodatkiem. Ojciec poprosił przedszkolną pielęgniarkę o to, by nie zapominała podawać ciasteczek chłopcu w czasie przerwy obiadowej. Ta jednak zaniepokoiła się składem ciasteczek.

Z początku ojciec zauważał znaczną poprawę, jednak z biegiem czasu agresja znów zaczęła narastać, zwłaszcza po powrocie syna z przedszkola. Zdecydował się więc, aby zwiększyć dawki i nakazał pielęgniarce podawać mu ciasteczka również między zajęciami. Ta zaniepokojona niecodzienną prośbą i składem samych ciasteczek opowiedziała o wszystkim dyrektorce placówki, która zgłosiła sprawę policji.

Pechowa dla lekarza recepta została wypisana jeszcze w 2012 roku ale dopiero teraz doszło do finałowej rozprawy sądowej. Uznano, że William Eidelmann nie miał podstaw, aby postawić taką diagnozę, a już tym bardziej przepisywać marihuanę. Nie konsultował się również z psychiatrą w sprawię chłopca. Rada lekarska zadecydowała o cofnięciu licencji Eidelmannowi, jednak nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Po odwołaniu się do decyzji nadal prowadzi prywatny gabinet.