Zza oceanu dochodzą nas wieści, które z pewnością ucieszą część “zielonych konsumentów”. Rząd Justina Trudeau przeprowadza właśnie szerokie konsultację społeczne odnośnie nałożenia akcyzy na mariuanę, która ma zostać w Kanadzie zalegalizowana już w lipcu przyszłego roku.

Spełnia się mokry sen wszystkich tych, którzy w spore dotyczącym legalizacji posiłkowali się argumentem ekonomicznym, w stylu: “Niech rząd zalegalizuje marychę i będzie miał tyyyyle siana z podatków, że zasypie nim dziurę budżetową”. Niestety ten argument jest trochę inwalidą, bo nie chodzi przecież o rzecz, do której wytworzenia potrzeba specjalistycznej aparatury lub też, która szkodzi zdrowiu – jak w przypadku alkoholu, ale o trawkę. A trawka, to trawka – rośnie sama, ewentualnie można jej trochę, niskim nakładem sił i finansów pomóc, co też spora cześć czytelników 420Polska.pl z pewnością robi. I to robi z niegorszym skutkiem, od tego, który może być działaniem wielkich koncernów, którzy – korzystając z czasu pozostawionego im przez Trudeau – skwapliwie przygotowują się do przejęcia i zmonopolizowania rynku. A zatem znamy już kanadyjski patent na legalizację marihuany: domowa uprawa, jak była, tak pozostanie wciąż nielegalna. W przeciwieństwie do “produktów” oferowanych przez korporację.

Baner Reklamowy

Zresztą zerknijmy do artykułu opublikowanego niedawno w portalu Podatki.biz:

Kanada zamierza w 2018 r. zalegalizować posiadanie oraz hodowlę marihuany w celach rekreacyjnych. Legalizacji towarzyszyć będą zmiany w systemie podatkowym. Gabinet premiera Justina Trudeau rozpoczął w ostatnich dniach konsultacje dotyczące propozycji objęcia tego rodzaju produktów podatkiem akcyzowym. Zmiany mają wejść w życie 1 lipca przyszłego roku. Plany dotyczące legalizacji marihuany w celach rekreacyjnych zostały przedstawione przez kanadyjski rząd w kwietniu br.

Aktualnie w kraju tym legalne jest natomiast wyłącznie posiadanie/hodowanie marihuany w celach medycznych. Jednocześnie marihuana ma zostać objęta podatkiem. Jak podaje serwis tax-news.com, kanadyjskie władze rozpoczęły już konsultacje ws. opodatkowania akcyzą wyrobów zawierających marihuanę. Rozmowy mają być prowadzone do 7 grudnia br. Podatek funkcjonować ma na poziomie federalnym. Poza tym produkty tego typu mają być też opodatkowane standardowo podatkiem od sprzedaży.”

To akurat zrozumiałe, podatek od sprzedaży jest złem koniecznym, niejako haraczem zabieranym przez państwo, niezależnie od tego, czy mowa o państwie kanadyjskim, polskim, czy nowozelandzkim.

Kanadyjski resort finansów zapowiedział wstępnie, że poziom opodatkowania powinien być odpowiednio niski, aby wyeliminować istnienie tzw. czarnego rynku.”

Państwo nie lubi konkurencji! I mimo że trawka będzie rzekomo legalna, to naturalne uprawianie jej uznawane będzie za działalność czarno-rynkową, a nie w tzw. szarej strefie. Niby chodzi tylko o niewielką domieszkę białego pigmentu, ale różnica jest kolosalna.

Wstępne propozycje zakładają, że akcyza będzie zależna bezpośrednio od liczby gramów marihuany (np. 0,5 dolara kanadyjskiego w przeliczeniu na 1 gram). Niewykluczone jednak, że danina byłaby naliczana od cen producenta (np. stawka na poziomie 5 proc.). Do tego dojdą najprawdopodobniej podatki i opłaty lokalne – w efekcie podatek wynosiłby finalnie 1 CAD za 1 gram lub 10 proc. ceny producenta.”

Tak naprawdę, czarno – nomen omen – na białym widać, czym będzie legalizacja marihuany na modłę kanadyjską i że nie będzie miała ona wiele wspólnego z faktycznym uwolnieniem konopi. W rzeczywistości mamy tu do czynienia z korpo-monopolizacją. O ile dla przeciętnego jaracza bongosów zmiana ta przyniesie sporo wygody, o tyle dla osób, które na poważnie interesują się światem i mają świadomość, jak ważną rośliną dla naszej cywilizacji są konopie, nie zwiastuje nic dobrego. Może i będą one mogły bez przeszkód zakupić sobie porcję weedu, jednak nie wiadomo, czy w efekcie ich dzieci będą miały w ogóle szansę posmakować prawdziwej sensimilli.

Taką legalizację, Panie Trudeau, wsadź sobie… już Pan wie gdzie.


(źródło: Podatki.biz)