Policjanci z Komisariatu Policji w Dębnie mogą dopisać kolejny triumf do listy spektakularnych sukcesów operacyjnych. Tym razem udało im się zlikwidować ogromną plantację konopi indyjskich, działającą w jednym z lokalnych domów, w którym — jak wskazują materiały operacyjne — właśnie powstało prawdziwe narkotykowe podziemie.
A przynajmniej tak służby oceniają efekt ujawnienia jednej lampy LED, kilku siewek, doniczek i 50 gramów suszu.
Sukces polskiej policji na miarę walki z międzynarodowym kartelem
Tuż po spektakularnym sukcesie rozbicia “kartelu z Pacanowa” przyszedł czas na kolejne uderzenie w polski narkobiznes. Funkcjonariusze policji z Dębna, działając w pełni profesjonalnie i z odpowiednią powagą sytuacji, wkroczyli do budynku, w którym według ich ustaleń miała znajdować się pokaźna plantacja marihuany.
I była. Pokaźna — zwłaszcza jeśli skala ocen kończy się na 8 świeżo wykiełkowanych roślinkach i kilku kablach podłączonych do przedłużacza.
W jednym z pomieszczeń policjanci ujawnili:
- instalację do uprawy (czyli lampę, wentylator i doniczki),
- 8 siewek
- około 50 gramów marihuany,
Pokaźne musiałby być też koszta tej operacji, którą finansują polscy podatnicy.

Wszystko to dowodziło, że zatrzymany 30-latek mógł być nie tylko plantatorem, ale również — w innej rzeczywistości — przyszłym baronem narkotykowym gminy Dębno.
30-latek zatrzymany, kraj uratowany
Funkcjonariusze nie dali długo czekać na efekt swojej operacji: jeszcze tego samego dnia mężczyzna został zatrzymany, wyprowadzony jak głowa lokalnego kartelu, a następnie usłyszał zarzuty:
- nielegalnej uprawy marihuany,
- posiadania znacznej ilości środków odurzających (50 gramów — czyli jedna bardzo udana sobota dla większości powiatowych statystyk),
- oraz, nieoficjalnie mówiąc, próby stworzenia narkotykowego imperium, choć z nieco mniejszym budżetem, niż włoska Kamorra.
Prokurator zastosował wobec podejrzanego dozór policyjny oraz zakaz opuszczania kraju — na wypadek, gdyby postanowił uciec za granicę, by dołączyć do globalnych struktur narkobiznesu.
Grozi mu nawet 10 lat więzienia, co w praktyce oznacza, że w Polsce za kilka wykiełkowanych roślinek można dostać więcej niż za poważną przemoc — ale tutaj nie od dziś wiadomo, że największym zagrożeniem dla państwa jest obywatel z doniczką.
System znów zwycięża
Dzięki zdecydowanym działaniom policji z Dębna:
- lokalna społeczność może spać spokojnie,
- rynek nie zostanie zalany świeżymi liśćmi, które dopiero co zdały sobie sprawę, że są liśćmi,
- a statystyki skuteczności służb rosną szybciej niż same roślinki.
Tymczasem prawdziwi przestępcy zapewne znów odetchnęli z ulgą — bo najważniejsze, że państwo trzyma rękę na pulsie i nie pozwoli, by w jakiejkolwiek polskiej gminie zakiełkował choćby cień zielonego zagrożenia.
Policja zlikwidowała plantację, na której kiełkowało przestępcze imperium




