Maciejowi M., synowi parlamentarzystki, grożą 3 lata więzienia. Za niedopałka skręta. W jakim kraju my żyjemy?
Nie ma wątpliwości, że 32-latek poniekąd prosił się o przypał – paląc w samochodzie, co też zaraz wyszło przy rutynowej kontroli drogowej. Jak podaje dziennikzachodni.pl, Maciej M. został zatrzymany za jazdę bez świateł. I wtedy, policjantów doszedł charakterystyczny swąd.
Kierowca, Maciej M. – syn posłanki Platformy Obywatelskiej, został zrewidowany. Policja znalazła przy nim niedopalonego skręta marihuany, ok. 0,75 g narkotyku. Od mężczyzny pobrano krew do analizy, aby ustalić, czy prowadził pojazd pod wpływem narkotyku. Grozi mu za to do trzech lat więzienia.
Policjanci przeszukali również miejsce zamieszkania mężczyzny. Znaleźli tam 0,95 g amfetaminy. Wykazała to analiza w w testerze Maciej M. usłyszał zarzut posiadania narkotyków.
Z kolei internetowe wydanie Najwyższego Czasu zwraca uwagę na to, jakie problemy może mieć matka zatrzymanego kierowcy citroena, co tylko dopełnia absurdu tej sytuacji. No bo co takiego strasznego się stało, żeby matce dorosłego człowieka (warto przypomnieć, że Maciej M. ma 32 lata) groziły z tego tytułu jakieś nieprzyjemności? Oczywiście, nie pochwalamy jeżdżenia po paleniu, głównie z uwagi na idiotyczne prawo obowiązujące w Polsce. Natomiast nie rozumiemy, co złego jest w tym, że dorosły człowiek spalił sobie skręta.
Warto spojrzeć na tę sprawę od jeszcze jednej strony. O ile cały czas domagamy się legalizacji i marzy się nam świat, w którym nikogo się nie trzepie, nikt nie ma nieprzyjemności z tytułu uprawiania jakiejś rośliny, bądź posiadania suszu z niej pochodzącego, o tyle należy zwrócić uwagę, że jeszcze kilka lat temu policjant, który zatrzymał syna pani poseł po chwili dostałby telefon od swojego szefa, że ma się nie wygłupiać, a sprawa rozeszłaby się po kościach.
Swoją drogą ciekawe, jakie były dalsze losy plantacji marihuany odkrytej na jednej z leśnych działek należących do męża pani prezydent Warszawy, Hanny Gronkiewicz-Waltz. Coś ta sprawa ucichła wygląda na to, że pani prezydent i jej mężowi się upiekło. I bardzo dobrze – nikt nie powinien być karany za uprawianie roślin na swojej ziemi. Problem w tym, że mamy tu do czynienia z wyjątkiem, wręcz anomalią, bo normalni ludzie za podobne “przestępstwa” trafiają na długie lata do pierdla.
(źródło: dziennikzachodni.pl / nczas.pl)