Proces zabierania nam konopi trwa w najlepsze co najmniej od Napoleona. Po II WŚ ten proceder tak przyśpieszył, że ludzie za niego odpowiedzialni stali się niesamowicie bezczelni. Zajrzeliśmy do prawa, które dało początek delegalizacji konopi i jej penalizacji. I jesteśmy przerażeni skalą oszustwa jakiego dopuścili się najwięksi światowi politycy.
We wczorajszym tekście wspomnieliśmy o poważnych naukowych badaniach, które dowodzą, że nie ma różnych gatunków konopi, jest tylko jedna roślina, która ma wiele przejawów, jest bardzo plastyczna i można ją ukierunkować, jak tylko się chce. Z ciekawości, poszliśmy za impulsem i sprawdziliśmy, jak sprawa podziału konopi na gatunki wygląda w prawie polskim I cóż… nie będzie to pewnie dla was zaskoczeniem, jak napiszemy, że absurd goni absurd.
Żeby rzetelnie oddać sytuację warto wspomnieć, że bynajmniej, nie jest tak, że sami sobie to wymyśliliśmy – to idiotyczne prawo jest pokłosiem Jednolitej Konwencji o Środkach Odurzających z 1961 r. sporządzonej w Nowym Jorku, na forum ONZ. Przez polski rząd została ona przyjęta w 1966 r. i na tej mocy trafiła do dziennika ustaw, a także jest podstawą dla stanowionego prawa w tym zakresie.
Ale do rzeczy – co jednolita konwencja ONZ ma do powiedzenia na temat podziału na różne rodzaje konopi? Otóż, już w 1961 r. jej twórcy bardzo dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że nie ma różnych gatunków konopi i że przy umiejętnej uprawie, a następnie poddaniu rośliny ekstrakcji lub rektyfikacji, można z niej uzyskać dowolny składnik – od THC, przez CBD, na wszystkich innych kannabinoidach kończąc. Dlatego też już zawczasu się zabezpieczyli…
1. Poza przypadkami, gdy inne znaczenie jest wyrazme określone bądż gdzie z kontekstu wynika inaczej, poniższe określenia mają zastosowanie do wszystkich postanowień niniejszej konwencji:
(a) przez „Organ” rozumie się Międzynarodowy Organ Kontroli Środków Odurzających,
(b) przez „konopie indyjskie” rozumie się kwiatowe lub, owocujące wierzchołki rośliny konopi (z wyłączeniem nasion i liści, jeżeli nie występują one razem z wierzchołkami), z których nie wyciągnięto żywicy, bez względu na nadawaną im nazwę,
(c) przez “roślinę konopi” rozumie się wszystkie rośliny rodzaju konopi,
(d) przez „żywicę konopi indyjskich'” rozumie się oddzieloną żywicę w stanie surowym lub oczyszczoną, otrzymaną z rośliny konopi.
Jak widać mamy do czynienia z sytuacją absurdalną – konopiami indyjskimi nie są konopie pochodzące z Indii, ale wiecha konopna wszystkich roślin tego gatunku, wliczając w to także przemysłowe mutanty nazywane pieszczotliwe konopiami włóknistymi. Przyznacie, że to niedorzeczne postawienie sprawy. Niestety, to nie jest tylko kiepski żart – właśnie od tego zapisu zaczęło się konsekwentne eliminowanie konopi z agrokultury.
Artykuł 47. tej konwencji mówi o tym, że każde państwo-strona może wnieść poprawkę, np. korygującą to „nieporozumienie” (co ma wiecha do geografii?). Ale polscy politycy majstrując przy prawie konopnym konsekwentnie udają, że nie widzą tego błędu. To samo tyczy się też aktywistów, spośród których większość zajmuje się głównie krzyczeniem: “Sadzić, Palić, Zalegalizować” na koncertach. A przecież nie sposób pokonać smoka, jak się go nie odróżnia od zwykłej jaszczurki.