Wszystko ma swoje dobre i złe strony. I tak, jak wypada się cieszyć z legalizacji medycznej marihuany, tak należy krytykować konkretne rozwiązania, zwłaszcza jeśli są one niekorzystne dla większości zainteresowanych. A są.

Baner Reklamowy

Przez Polskę przeszła fala entuzjazmu związanego z legalizacją medycznej marihuany. I choć nie sposób się nie zgodzić, że jest to – ogólnie rzecz biorąc – ruch w dobrą stronę, to wokół procedowanej teraz ustawy (czeka ją jeszcze czytanie w senacie) rosną spore kontrowersje. Na pewno największym pozytywem nowego prawa jest legalny dostęp do leczniczej marihuany dla osób chorych i cierpiących. Jednak i oni mają prawo krytykować nowe rozwiązania. Zresztą… nie tylko oni…

Jak informowaliśmy w zeszłym tygodniu (do przeczytania TUTAJ), w przyjętym przez sejm projekcie ustawy nie ma zapisów określających warunki i okoliczności uprawy. Z jednej strony jest rozwiązanie niekorzystne, bo wiadomo, że polscy rolnicy, a także rodzime instytucje zajmujące się konopiami i produkcją leków, są w stanie zapewnić stały dostęp do suszu konopnego potrzebnego do wyrobu medykamentów. Jednak jak się okazuje – o czym informuje portal Pitbuller.pl – trawkę do aptek będziemy sprowadzać z Izraela. Chodzi o odmianę Avidekel.

PR-owa notka o tym szczepie, krążąca aktualnie po sieci – rzecz jasna – nie może się go nachwalić:

“Odmiana Avidekel została stworzona w Izraelu przez breederów pracujących dla firmy Tikum, licencjonowanej przez rząd tego kraju. Zawiera ona – w zależności od fenotypu – od 15,8% do 16,3% CBD. Praca nad tą odmianą zaczęła się w 2009 i zakończyła sukcesem trzy lata później. Avidekel okazała się niezwykle skutecznym lekarstwem w zwalczaniu szeregu chorób przy minimalnych “efektach ubocznych”.

Kwiatostany z niej otrzymane stosuje się w leczeniu m.in. artretyzmu reumatycznego, zapalenia okrężnicy, zapalenia wątroby, chorób serca i cukrzycy, dzięki czemu Avidekel stał się szybko jedną z ulubionych odmian marihuany pacjentów w Izraelu. Da się słyszeć nawet głosy o całkowitym wyeliminowaniu bólu u chorych, którzy są w stanie robić wszystko, czego nie byliby w stanie robić bez niej. Zgodnie z danymi izraelskiego ministerstwa zdrowia, obecnie 11 tys. obywateli tego kraju otrzymuje recepty na marihuanę regularnie.”

Może i to wszystko prawda, ale niestety w tym rzecz, że Instytut Roślin Włóknistych i Ziołolecznictwa również ma duże doświadczenie w hodowaniu różnych odmian konopi. Co więcej, dla polskich rolników czas, w którym nie mogą oni hodować konopi jest czystą aberracją, stanem nienaturalnym, który trwa raptem kilkadziesiąt lat. Żeby to zrozumieć, wystarczy spojrzeć na dokumenty papieskiego urzędnika z XVII w., który zdając relację na temat polskiej gospodarki opisywał konopie, jako jeden z kluczowych towarów eksportowych Rzeczypospolitej, albo spytać rodziców i dziadków – jak wyglądały i czym się zielenily polskie pola jeszcze w latach 70.

Niestety trawka sprowadzana z Izraela będzie droższa, niż ta dostępna na czarnym rynku i ma kosztować 12-15 euro, czyli około 50 zł. Trudno oszacować koszt kuracji Avidekelem, ale w ciemno można zakładać, że niestety będzie droga. Kto wie, czy nie zaowocuje to sytuacją podobną do Czech, gdzie nikt nie korzystał z legalnej medycznej marihuany, w efekcie zdecydowano się w końcu na własną, narodową hodowlę, co znacznie obniżyło cenę za jeden gram życiodajnego suszu.

Niepowiedziane, że całe zamieszanie nie skończy się u nas podobnie. Będziemy za to trzymać kciuki. Ale mamy, niestety, pewne obawy…

(źródło: Pitbuller.pl)