W kalifornijskich kręgach zajmujących się marihuaną toczy się właśnie debata, której sednem jest odwieczne pytanie, które legło u podstaw legalizacji: ile to za dużo?

Baner Reklamowy

Jak silna jest nasza ciasteczkowa tolerancja?

Jeśli wierzyć informacjom zawartym na opakowaniach produktów z marihuany, artykuły spożywcze zawierające 500 miligramów THC nie są szczególnie nierozsądne i powinny być podstawowym dobrem w każdej apteczce (choć opatrzone są etykietami ostrzegawczymi).

Kalifornijskie organy regulacyjne uważają, że zjedzenie 100 miligramów na raz to za dużo – i jeśli głęboko chorzy ludzie muszą jeść sześć ciasteczek, aby uśmierzyć ból, może powinni je zastąpić kilkoma kroplami skoncentrowanego oleju.

Jak wiadomo, mało kto – czy to zwykli użytkowników rekreacyjnych, czy medycznych – nie będzie chce słuchać akademickiego pieprzenia, ale spójrzmy na to, co mówi na ten temat nauka.

Zgodnie z badaniem opublikowanym w ostatnim wydaniu czasopisma Journal of Alcohol and Drug Dependence, optymalna dawka konopi indyjskich, wystarczająca, aby umożliwić przeciętnemu człowiekowi relaks, to zaledwie 7,5 miligrama.

Zaledwie odrobina więcej –  a dokładniej 12,5 miligrama – znacznie zwiększa ryzyko wywołania stresu i niepokoju.

Jak zauważono w artykule Business Insider, naukowcy z University of Chicago zaprosili do pewnego eksperymentu 42 osoby w wieku od 18 do 40 lat, zaznajomione z konopiami indyjskimi, nie będąc przy tym codziennymi użytkownikami. Uczestnicy otrzymywali dawkę THC poprzez kapsułkę – albo „niską” dawkę 7,5 miligrama THC albo wysoką dawkę 12,5 miligrama, albo placebo. Dwie i pół godziny po tym, jak dostali swoją pigułkę, poproszono ich o wykonanie serii zadań – do których należała pozorowana rozmowa kwalifikacyjna, rozwiązywanie podstawowych zadań arytmetycznych, miły small talk, a następnie gry w pasjansa – po czym zmierzyli poziom stresu podczas wypełniania wspomnianych zadań.

Wyniki przyniosły zaskakujące rezultaty – im więcej THC wzięli uczestnicy, tym mniej byli wyluzowani i tym bardziej stresujące, a także groźne i trudne okazały się dla nich zadania. Ci, którzy trafili na niską dawkę, zgłosili odwrotny efekt – 7,5 miligrama THC znacząco wpłynęło na ich pozytywne samopoczucie – stwierdzili naukowcy.

Problem dla większości użytkowników marihuany polega na tym, że zarówno niska, jak i wysoka dawka mają o wiele mniej THC niż przeciętne zioło

Tylko kilka zaciągnięć ze średnio nabitego bonga dostarczy więcej THC niż wysoka dawka – a wysoka dawka wynosi zaledwie 1,25% 1000-miligramowego czarnego paska Korova, jednego z najsilniejszych produktów spożywczych z marihuany dostępnych w krajach, gdzie stała się ona legalna.

Według takie ustanowienia standardów wielu konsumentów zużywa wystarczającą ilość THC, by można było wyleczyć małą wioskę.

Ale badanie wspominane przez Business Insider jest trochę ułomne. Uczestnikom badania podawano wszakże kapsułki THC – co oznacza czysty THC, bez żadnych innych kannabinoidów i żadnych terpenów. I jest to patrzenie bałamutne – działanie THC, w normalnej, zdrowej marihuanie jest równoważone przez CBD (i inne kannabinoidy), co wyklucza negatywne efekty uboczne.

Dlatego potrzebne są dalsze eksperymenty i studia, bo te dotychczasowe nie są wystarczające. Tym niemniej można z nich wywnioskować, że samo THC wcale nie ma tak zbawiennego wpływu na ludzkie samopoczucie, jakby się mogło wydawać niektórym typowym zjarańcom, a także, że warto znaleźć swój właściwy pułap, żeby zioło, które ma przynosić uśmiech na naszej twarzy, nie stało się czasem przyczyną paranoi i smutku.

(źródło: HighTimes.com / Business Insider)