Mamy złe wiadomości dla tych, którzy legalizację medycznej marihuany uznali za zwiastun jakichś zmian w sytuacji prawnej dotyczącej rekreacyjnej odmiany trawki. Niewykluczone, że takowe nastąpią, jednak jeśli w ogóle – to na pewno potrzeba na to czasu. Jak się okazuje, stróże prawa nie przestają tępić marihuanowej zarazy z “nadgorliwością gorszą od faszyzmu”.

Kilka dni temu portal wSumie.pl doniósł o akcji CBŚP zakończonej zlikwidowaniem dużej plantacji w Opolu.

Ponad 1000 krzewów konopi i 14,5 kg gotowej do sprzedaży marihuany o wartości ok. 3,5 mln zł zabezpieczyli policjanci wrocławskiego CBŚP w hali produkcyjnej w Opolu – dowiedziała się PAP w CBŚP. Dwie osoby zostały zatrzymane. Sąd zdecydował o ich tymczasowym aresztowaniu.

31-letni Daniel M. i 27-letni Dariusz Ś. odpowiedzą za wytwarzanie znacznych ilości środków odurzających i uprawy konopi, za co grozi nie mniej niż 3 lata pozbawienia wolności. Po zarzutach w Dolnośląskim Wydziale Zamiejscowym Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej, sąd zadecydował o tymczasowym aresztowaniu mężczyzn na 3 miesiące.

Policjanci Centralnego Biura Śledczego Policji z Wrocławia od dłuższego czasu rozpracowywali zorganizowaną grupę przestępczą, trudniącą się przemytem z Holandii do Polski środków odurzających. Jak się okazało członkowie grupy zajmują się nie tylko przemytem, ale również produkcją. W jednej z hal magazynowych w Opolu policjanci zabezpieczyli ponad 1000 krzewów konopi, z której według ich szacunków mogło powstać ponad 200 kg marihuany oraz ponad 6 kg gotowego do sprzedaży narkotyku.

Plantacja była w pełni wyposażona zarówno w oświetlenie, system nawadniania i wentylacji. Na miejscu funkcjonariusze zatrzymali dwóch mężczyzn, którzy doglądali uprawy. Następnie okazało się, że jeden z mężczyzn wynajmował garaż, w którym było ukryte i przygotowane do sprzedaży kolejne 8,5 kg marihuany.

Akcję wymierzoną w zorganizowaną grupę przestępczą jesteśmy nawet w stanie zrozumieć. Cóż, takie mamy prawo, a opolscy hodowcy świadomie je łamali, licząc na niemałe zyski i zarazem – się z odpowiedzialnością. Ale wieści, jakie dochodzą do nas z Open’era napawają nas grozą, zażenowaniem i zwyczajnym wkurwieniem.

Na facebookowym profilu znanego polskiego dj’a, producenta i zarazem dziennikarza muzycznego można przeczytać i najnowszym osiągnięciu polskich stróżów prawa. Zatrważającym…

14 policjantów, 7 różnych pojazdów, 3 różne komendy na przestrzeni 50 km, 17 godzin na dołku. Tak polskie prawo każe policji radzić sobie z 4 ziomkami, którzy mieli łącznie 1,7 grama trawki na festiwalu muzycznym. Chyba wszyscy musimy pomyśleć, jak wydawane są nasze podatki.

Warto wspomnieć, że mówimy o festiwalu, który miał pokazać nowoczesną twarz Polski, brak kompleksów wobec najlepszych zagranicznych festiwali i że nie ma większej różnicy pomiędzy rodzimymi fanami dobrej muzyki, a ich zachodnimi odpowiednikami. I choć zadanie zostało raczej wykonane – dziś nikt nie ma przecież wątpliwości, że polski Open’er jest normalnym europejskim festiwalem – to jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że jego goście nie mają takich samych praw, jak uczestnicy wielkich koncertów na zachodzie Europy, a w dzisiejszej Polsce, pod niektórymi względami, wciąż wieje głębokim PRL-em.