Są różne szkoły i też różne ludzie mają zwyczaje. Jedni preferują skręty (tych jest chyba najwięcej), inni bongosy, jeszcze inni lubią jak przez ich głowę przebiega stado rozpędzonych bawołów, dlatego co rusz aplikują sobie wiadro. Osobną kategorią są fani lufki. “Gdzie mi z tym waporyzatorem, gamoniu” – daje się słyszeć, co jakiś czas, gdy zdarzy się komuś przejść pod ich oknem.

Wiele osób z każdej wymienionej powyżej kategorii zaczynało najpierw od lufki. A bo to nie wiadomo skąd te bletki wziąć, a jak już wiadomo, to cholera wie, jak to skręcić – w obliczu takiego dylematu decyzja, by udać się na wycieczkę do najbliższego kiosku i zakup fifki, wydaje się całkiem mądra. Koszt takiej przyjemność – nie więcej niż 50 gr. A ile przy tym zabawy.

Część z tych, których rozdziewiczyła „dzida”, pozostała przy tym wyborze, ale wśród amatorów szklanych rurek nie brakuje także takich, którzy przemierzyli cały świat jak Krzychu, próbowali już wszystkiego, a teraz świadomie stawiają na szkło.

Cóż… bez wątpienia ma ono swoje zalety. Można zaliczyć do nich przede wszystkim ekonomikę. Paląc z lufki da się łatwo kontrolować ilość zapodawanego zioła. Taka lufka także nieźle sprawdza się w opcji solo. A najlepszym, co człowiek może z nią zrobić, to nabić czyściocha. O, tak. To naprawdę działa. Możecie nam wierzyć, jeśli jeszcze nie próbowaliście.

W tym rzecz jednak, że… fifka nie została wynaleziona, wyprodukowana, ani sprzedana do palenia zioła. Szklane rurki, zanim się stały nieodzownym atrybutem jaraczy, służyły ludziom do palenia papierosów bez filtra, pełniąc rolę przedłużonego ustnika. I z tym wiąże się niewątpliwy minus całego fifkowego procederu, mianowicie, zbyt wysoka temperatura, a także brak jakiegokolwiek przefiltrowania dymu. W efekcie palacze raz za razem narażają się na przyjmowanie nadzwyczajnie gorącego podmuchu, a także wciągnięcie pełnego pakietu substancji smolistej (zwłaszcza jeśli przyjdzie im do głowy – w tzw. czarnej godzinie – ją opalić). Wiąże się to niestety z niechybnym uszkodzeniem szkliwa, bardzo niekorzystnego dla prawidłowej konserwacji uzębienia. Dla zębów, a tym bardziej dla płuc i tchawicy substancje smoliste również nie są tym, co tygryski lubią najbardziej – eufemistycznie pisząc.

Tak więc uważajcie, fifkerzy. Może i fajnie przyjąć sobie czyściocha ze szkiełka, od czasu do czasu, ale warto mieć jednocześnie świadomość, że to zwyczajnie, po prostu – szkodzi. A zdrowie ma się jedno, zatem warto pomyśleć nad zmianą formy konsumpcji np. na bongo lodowe z dodatkowymi poziomami filtracji.